Dla szybszej weryfikacji i księgowania wpłat bardzo prosimy nie wpisywać zdrobnień ani słów odmienionych przez przypadki jak również słów: dla, na, leczenie, rehabilitacja, itp.
Prosimy o zaznaczenie w zeznaniu podatkowym pola „Wyrażam zgodę”.
Nr subkonta
27147
Województwo
małopolskie
Data urodzenia
2014/05/08
siatkówczak obuoczny
Wpłaty prosimy kierować na konto, podając poniższe dane:
Odbiorca:
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
Alior Bank S.A., nr rachunku:
42 2490 0005 0000 4600 7549 3994
Tytułem:
27147 Kaliś Michał darowizna na pomoc i ochronę zdrowia
Tylko dla wpłat - treść dla 1,5% podatku dostępna w sekcji "Przekaż 1,5% podatku".
W formularzu PIT wpisz numer:
KRS 0000037904
W rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1,5%” podaj:
27147 Kaliś Michał
Dla szybszej weryfikacji i księgowania wpłat bardzo prosimy nie wpisywać zdrobnień ani słów odmienionych przez przypadki jak również słów: dla, na, leczenie, rehabilitacja, itp.
Prosimy o zaznaczenie w zeznaniu podatkowym pola „Wyrażam zgodę”.
Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT za rok 2023, z wypełnionymi danymi 1,5% dla Podopiecznego Kaliś Michał.
Przekaż 1,5% podatkuFundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” zwraca się z uprzejmą prośbą o pomoc dla Michała Kalisia.
Oto historia Michałka:
To była jedna z tych pięknych chwil. Wtulony w mamę Michałek zaznawał największej błogości, jaka była mu znana. Blisko, bezpiecznie, razem. Mama i jej synek uwielbiali te, należące tylko do nich, momenty. Tak zwyczajne a zarazem niezwykłe. Tym razem jednak mama postanowiła zmienić miejsce w którym zazwyczaj karmiła małego synka. Światło lampy zaświeciło prosto w jego zmęczone oczka. To wtedy po raz pierwszy mama dostrzegła niepokojący odblask. Jaskra? Odklejona siatkówka? Nie proszę Pani, nowotwór – diagnoza lekarza zwaliła rodziców z nóg.
Prawe oczko zaczęło uciekać. Michałek miał wtedy 7 miesięcy. Był już za duży na niegroźnego, niemowlęcego zeza. To rak odbierał wzrok. Święta spędzone w strachu, a sen z powiek. Jeszcze przed nowym rokiem Michałek został przebadany w krakowskim ośrodku. Ze względu na ospę u siostry, anestezjolog nie podjął się znieczulenia ogólnego u malucha. Pełne badanie dna oka odłożono na później. Guz był jednak tak duży, że wystarczyło USG oka, by w powietrzu zawisł zapach stresu. Rak był też w drugim oczku. Retinoblastoma, postać obuoczna. Michałek był zbyt mały na to, by na zawsze zapamiętać twarz mamy, gdy widmo nie tylko usunięcia oka, ale i całkowitej ślepoty stanęło przy jego łóżeczku.
Pierwszy Sylwester w życiu chłopca, pierwszy dzień chemii. Szczęśliwego Nowego Roku brzmiało, jak szyderczy żart. Czy może być gorzej? Zawsze. Michałek złapał ospę. Zamiast dokończyć cykl i walczyć z rakiem został przeniesiony na oddział zakaźny. Zmarnowany czas podarowany nie temu, co trzeba.
Po drugim cyklu chemii guz zmniejszył się o połowę. Dobry znak, ale w praktyce bez znaczenia. Lekarz zaproponował usunięcie prawego oczka. Uznał, że widzi tak słabo, że nie ma go co trzymać. Na lewe zaproponowano radioterapię… Idąc za rada innych, rodzice zaczęli przyglądać się leczeniu w Londynie. Niestety roszady kadry w klinice pokrzyżowały plany nie tylko ich, ale też wielu innych polskich rodzin. Złe emocje jednak troszkę opadły. Leczenie w Warszawie wydawało się przynosić skutek. Guz stał się nieaktywny. Pozostało podjęcie decyzji, czy dalej ładować chemię w tak malutkie dziecko, czy obserwować. Zdecydowano się na to drugie. Po trzech miesiącach względnego spokoju, nowotwór jednak powrócił. Potem nastąpiły znowu 3 miesiące ciszy i niestety kolejna wznowa nowotworu… Szybko postępująca choroba wyznaczyła trzy ścieżki – usunięcie oka, chemię ogólną, podanie Melphalanu. Guzy pojawiły się tak w oku lewym, jak i prawym. Lekarze w CZD w Warszawie szybko odrzucili jednak możliwość dalszej chemii ogólnej – szanse, że zadziała były bowiem minimalne. Pozostał melphalan, ale nawet w tym przypadku lekarze dają tylko 25% szans na powodzenie i uratowanie oczka. Na dodatek guzy uśpione w drugim oczku mogą obudzić się w każdej chwili…
Rodzice ufali, że poprzednie protokoły uratują wzrok ich synka. Jest jednak coraz gorzej. Rak ciągle wraca, za każdym razem czyniąc coraz większe szkody. Michałek nie miał jeszcze roku, kiedy szpital stał się jego drugim domem. Raz w miesiącu spędza tam kilka dni z mamą, by zrobić badania, lub podać do żył chemię. Kolejny tydzień mama dochodzi do siebie. To w końcu oddział onkologii. Miejsce, do którego bardzo często zagląda śmierć. Nowotwór jest nieobliczalny i może się rozprzestrzenić się do węzłów chłonnych, czy mózgu.
Gdyby rak był w jednym oku… Ale to jest siatkówczak obuoczny. Nasz synek może już nigdy nie zobaczyć naszych twarzy. A my nie chcemy sobie za kilka lat wyrzucać, że mogliśmy dla niego zrobić więcej – rodzice mają świadomość tego, że najgorsze może się zdarzyć, dlatego walka jest dla nich tak ważna. – Dr Abramson uratował już kilkoro dzieci, które znamy. Chcemy tego samego dla naszego synka. On już zbyt wiele wycierpiał…